Czy naprawdę jesteś „nie dość dobry”, czy tylko tak Ci się wydaje?
Znasz to uczucie? Prowadzisz pierwszy trening, plan masz dopięty na ostatni guzik, ale gdzieś z tyłu głowy słyszysz głos: „A co, jeśli oni zaraz się zorientują, że się nie nadaję?”. Masz certyfikat, wiedzę, zapał, a mimo to masz wrażenie, że wszystko jest „na niby”. Że grasz w filmie, w którym przypadkiem dostałeś główną rolę, ale nie masz pojęcia, co robisz.
To się nazywa syndrom oszusta — i nie jesteś w tym sam.
Każdy udaje na początku. Serio.
To uczucie dopada najczęściej ludzi, którzy chcą być naprawdę dobrzy w tym, co robią. Przypomnij sobie swoje początki na siłowni. Czy od razu wiedziałeś, jak prawidłowo wykonać martwy ciąg? Czy nie było momentów, w których czułeś się jak amator wśród zawodowców? Teraz patrzysz na to z dystansem, ale wtedy też miałeś wątpliwości.
Z trenerką jest podobnie. Masz kontakt z ludźmi, na których zdrowie i zaufanie wpływasz. To ogromna odpowiedzialność. Nic dziwnego, że chcesz wypaść profesjonalnie i masz tremę. Ale poczucie, że „nie jestem wystarczająco dobry” nie wynika z tego, kim jesteś, tylko z tego, jak wysoko stawiasz sobie poprzeczkę.
Nie musisz wiedzieć wszystkiego. Nikt nie wie.
Zaskakujące jest to, że nawet doświadczeni trenerzy przyznają się do momentów zwątpienia. Tych „gorszych dni”, gdy klient zada pytanie, a w głowie jest pusto. Tych chwil, kiedy wchodzisz na salę i czujesz się… mały. To nie znika magicznie po dziesięciu latach kariery. Tyle że z czasem uczysz się z tym żyć, a nie dawać temu rządzić sobą.
Największą pułapką syndromu oszusta jest przekonanie, że musisz być perfekcyjny. Że nie masz prawa popełnić błędu. Że ludzie cię zdemaskują, jeśli pokażesz, że czegoś nie wiesz. Tymczasem klienci nie szukają robota encyklopedii. Szukają człowieka, który potrafi słuchać, uczyć i towarzyszyć w zmianie. A to coś, czego nie uczysz się z książek, tylko w praktyce.
Głowa też potrzebuje treningu
Tak jak ciało potrzebuje regularnych ćwiczeń, tak samo twoje poczucie własnej wartości wymaga pracy. Jeśli codziennie serwujesz sobie porcję wątpliwości i krytyki, nic dziwnego, że w głowie rośnie przekonanie, że jesteś „nie taki”.
Zacznij zauważać swoje sukcesy — nawet te drobne. Klient się uśmiechnął? Powiedział, że czuje się lepiej po treningu? Ktoś wrócił na drugą sesję? To są Twoje małe zwycięstwa. I one mają większe znaczenie niż perfekcyjnie poprowadzony trening bez emocji.
Pamiętaj też, że rozwój to proces. Nie musisz być najlepszy już dziś.
Wystarczy, że jesteś lepszy niż wczoraj.
To wystarczy. Naprawdę.
Twoje wątpliwości to dowód, że Ci zależy
Paradoksalnie, fakt że masz wątpliwości świadczy o tym, że traktujesz swoją pracę poważnie. Nie boisz się tego, co robisz, tylko tego, żeby zrobić to dobrze. A to różnica.
Syndrom oszusta to nie choroba, którą trzeba wyleczyć. To bardziej jak chwilowy zakwas w głowie — pojawia się, kiedy robisz coś nowego, nieznanego, trudnego. Ale z czasem mięsień pewności siebie staje się silniejszy. I nagle zauważasz, że głosy w głowie są ciszej. Albo że umiesz im odpowiedzieć: „Dzięki, że się martwicie. Ale ja to ogarniam”.
Nie musisz udowadniać, że jesteś dobry. Wystarczy, że będziesz sobą
Klienci nie przychodzą do trenerów po idealne sylwetki. Przychodzą po wsparcie, po motywację, po relację. A to znaczy, że nie musisz udawać kogoś, kim nie jesteś. Twoja autentyczność to twój największy atut. Twoje pytania, niepewności, potknięcia — wszystko to składa się na trenera, któremu można zaufać.
Więc następnym razem, gdy poczujesz, że jesteś „nie dość”, przypomnij sobie: największym oszustwem byłoby uwierzyć, że nie masz nic do zaoferowania.